Wirtuozeria, ekscentryczna powierzchowność i intrygujący instrument – koncert Camerona Carpentera w Kościele Pokoju zamienił się w prawdziwe show. Amerykański organista w wypełnionej po brzegi świątyni bisował kilkakrotnie, nagradzany owacjami na stojąco. Zaczął z werwą od Wagnera, kilkakrotnie powracał do Bacha, zaskoczył tangiem Piazzoli, wzbudził entuzjazm własnymi improwizacjami.
Jego International Touring Organ, który stanął w centrum kościoła, to organy elektroniczne o 182 głosach, które sam zaprojektował, jedyne takie na świecie. Są łatwe w montażu i w transporcie, nie wymagają żmudnego strojenia i przede wszystkim poszerzają możliwości artystyczne – można w nich zapisać i przetwarzać dowolne dźwięki. Sceptycy twierdzą, że te „brzmienia głośnikowe” są mniej naturalne, mniej przestrzenne od dźwięku organów piszczałkowych. Carpenter, o którym krytycy piszą, że to genialny ultra-wirtuoz organów, nieraz podkreśla, że klasyczne organy powinny trafić do muzeum, że czas na instrumenty wspomagane przez komputery i najnowsze technologie.
Kiedy jednak już po oficjalnym koncercie, w towarzystwie biskupa Waldemara Pytla, Bożeny Pytel i grupki gości, zasiadł do dużych organów, wpadł w zachwyt. Niesamowite, nieprawdopodobne – powtarzał kilkakrotnie, z zafascynowaniem wsłuchując się w niedawno odnowiony instrument.
– Był zaskoczony ich możliwościami. Przyznał, że są równie bujne i szalone jak on i sto lat temu byłyby jego ideałem – opowiada Maciej Bator, kantor Kościoła Pokoju, który wprowadzał gościa w tajniki budowy historycznych organów. Amerykanin improwizował, zagrał też jeden z ragtime’ów z czasów kina niemego. – On sam mocno podkreśla związki z tą epoką, gdy taperzy grając na pianinach lub organach podkładali muzykę do niemych scen. W organach wprowadzono wówczas nowe efekty dźwiękowe: klaksony, grzmoty czy brzęk tłuczonego szkła. To, co robi Carpenter na organach, bardziej nawiązuje właśnie do tradycji kinowej niż kościelnej – dodaje kantor. – Można powiedzieć, że je zeświecczył, wyprowadził z kościoła. Bawi się barwami, którym bliżej do sal kinowych niż do świątynnych czy akademickich wnętrz.
W Świdnicy jednak powrócił do źródeł. Nieformalna wizyta w Kościele Pokoju trwała niemal tyle, co część oficjalna. Amerykanin był pod wrażeniem wnętrza, historii i obu instrumentów. Obsługa zdążyła już spakować jego elektroniczne organy do dwóch ciężarówek, podczas gdy on, na najwyższej emporze, w półmroku, nadal grał sonatę d-moll Bacha na małych organach z 1695 roku, które go szczególnie zaintrygowały.
Koncert Carpentera z 30 lipca to jedno z ważniejszych wydarzeń XVII Festiwalu Bachowskiego, który potrwa do połowy sierpnia.
Więcej informacji: www.bach.pl
Foto Piotr Tomaszewski