Kościół Pokoju jest drewnianym obiektem, ale prace konserwatorskie nie ograniczają się tylko do drewna. Jacek Nadolski wyspecjalizował się w renowacji metalowych elementów, zwłaszcza zamków. Pracuje w świątyni od trzech lat, w zespole Ryszarda Wójtowicza, gdzie początkowo zajmował się pracami ciesielskimi i naprawą drewnianych detali.
– Potem Ryszard powierzył mi także zamki, ze względu na moje zainteresowania sięgające jeszcze dzieciństwa. Zawsze interesowało mnie działanie mechanizmów, rozbierałem zabawki na części, żeby sprawdzić, jak są skonstruowane. Ta pasja została mi do dziś – śmieje się Jacek Nadolski. W kościele zaczynał od renowacji pojedynczych zamków i zawiasów; dziś ma w opracowaniu 66 zamków. Najrozmaitszych: od drobnych mocowanych w skrzyneczkach na modlitewniki poprzez zamki od szaf i skrzyń w lożach po masywne zamki od drzwi. Różnią się wiekiem oraz budową: najprostsze składają się z obudowy i klamki, najbardziej złożone mają także zasuwę, sprężynę, gniazdo na klucz. Niektóre, na przykład w lożach, mają także mechanizm zapadkowy: zatrzaskują się po przekręceniu klucza, uniemożliwiając otwarcie drzwi z jednej strony. Są również zamki ze stali repusowanej, zdobne w motywy roślinne.
Trzy z zamków pochodzą z XVII wieku: z loży kowali na pierwszym piętrze empor, z drzwi loży szlacheckiej dobudowanej przy północnej ścianie budynku oraz z nieistniejącej szafy, po której został tylko fragment drzwi. – Ten zamek wykorzystamy wtórnie w innym miejscu – mówi konserwator. Przyznaje, że te trzy najstarsze zamki okazały się, mimo wieku, najsolidniejsze.
– Są z epoki przedindustrialnej, ręcznie wykute przez kowala na kowadle, a potem oksydowane: stal dodatkowo rozżarza się i „kąpie” w oleju lnianym lub konopnym, co zapewnia odporność na korozję. Gwoździe z XVII i XVIII wieku są również wykonane ręcznie – opowiada pan Jacek.
Zamki z XIX i XX wieku nie są tak trwałe, jak ich poprzednicy. Wytwarzano je z prefabrykatów hutniczych: blach, prętów, płaskowników. – Im są nowsze, tym mniejsze i sprawniejsze, ale jednocześnie gorszej jakości. Stal hutnicza jest bardziej podatna na korozję i uszkodzenia mechaniczne niż ręcznie wykuwana stal kowalska – wyjaśnia konserwator. – Wiele z tych zamków było użytkowanych przez wieki bez żadnej konserwacji – dodaje.
Prace rozpoczyna od delikatnego wymontowania zamków, gwoździ i wkrętów z drzwi i szaf. Wszystkie elementy, opisane i sfotografowane, umieszcza w pudełku. Czyści je stalowymi szczotkami i skrobakami, które usuwają brud i wysuszone smary. Jeśli zamek jest mocno skorodowany, wycina ten fragment, a w jego miejsce zakuwa lub spawa „łatkę” z blachy. Na końcu mechanizm jest usprawniany i składany w całość.
– Potem pozostaje jeszcze dorobienie klucza. Trzeba pamiętać, że po drugiej wojnie światowej parafianie Kościoła Pokoju wyjechali ze Świdnicy i klucze do ich lóż przepadły. Być może zabrali je ze sobą? Tego nie wiemy, ale brakuje 90 procent kluczy. Te, które się zachowały, są dla nas wzorem do odtwarzania pozostałych. Od malutkich po takie, które ważą pół kilograma – mówi konserwator. W domu ma namiastkę warsztatu kowalskiego z kowadłem, gdzie naprawia zamki i odtwarza klucze ze stalowych prętów, które spawa i obrabia pilnikiem.
– Są niepowtarzalne, więc każdy z nich wymaga indywidualnego podejścia. W Kościele Pokoju w ogóle nie ma pracy odtwórczej: nawet jeśli mamy określone plany, to tutaj każdy dzień jest przygodą. Mam szczęście pracować w tak niezwykłym obiekcie, w zgranym zespole i robić to, co lubię – mówi Jacek Nadolski, który od 30 lat zajmuje się renowacją zabytków.