Pastor w ażurach

Wyróżnia się urodą: przesłonięta misterną ażurową kratką, jak woalką, za którą można ukryć twarz. Być może dlatego długo uważano, że to loża szpiegowska. – Rzeczywiście mogło się zdarzyć, że czasem przyjeżdżał i zasiadał w niej przedstawiciel króla Czech czy nawet bezpośrednio samego cesarza, ale na co dzień była to loża pastora.

Zapewne korzystał z niej prymariusz, archidiakon i diakon – prostuje Ryszard Wójtowicz. Jego zespół właśnie kończy prace w tym fragmencie Kościoła Pokoju: zdewastowaną lożę, w której latami składowano deski, teraz przywrócono do pierwotnej świetności. Kratka, która zaczyna się na wysokości 1,2 metra, ponownie lśni złotem. Służyła za ozdobę i osłonę – osoba wewnątrz była niewidoczna dla postronnych, a jednocześnie mogła rozsuwać sześć płycin na tyle, by mieć wyraźny ogląd całego kościoła. Wyremontowano klęcznik (nie zachowała się pierwotna ławka) oraz wyeksponowano wtórne polichromie z przełomu XVIII i XIX wieku: uproszczone marmoryzacje w tonacji złotawo-brązowej oraz szarobiało-czarnej. Podobnie jak w wielu pozostałych częściach kościoła polichromie i złocenia oczyszczono i usunięto z nich fatalne przemalowania.

Prace te poprzedzono badaniami odkrywkowymi, dzięki czemu udało się określić stratygrafię warstw. Wzmocniono tektonikę loży, przeprowadzono dezynfekcję i dezynsekcję, a także zaimpregnowano osłabione drewno. Ubytki w warstwach malarskich są już uzupełnione, a zniszczone złocone fragmenty – zrekonstruowane. W Kościele Pokoju znajdują sią się 32 loże, które zaczęły powstawać od końca XVII wieku w związku z rosnącą liczbą wiernych oraz chęcią wyodrębnienia swoich indywidualnych stałych miejsc przez szlachtę i cechy rzemieślnicze. Budowa każdej kolejnej była ustalana podczas spotkań rady parafialnej i pastora prymariusza. Rodziny szlacheckie dobudowały swoje zewnętrze loże wokół świątyni, wmontowane między elementy nośne ścian i otwierające się do wnętrza półkolistymi arkadami. Każda z nich ma osobne, bezpośrednie wejście. Na pierwszym poziomi empor umieściły swoje loże cechy, m.in. szklarzy, stolarzy, kuśnierzy, sukienników, białoskórników. Najokazalszą i pierwszą, z 1697 r., była loża darczyńcy świątyni, który przekazał znaczną część drewna na jej budowę – Hansa Heinricha I von Hochberg z Książa. Mimo że chronologicznie pierwsza, ta najbardziej wystawna z lóż ma nr 19.

– System numeracji wprowadzono później, na początku XVIII wieku, żeby uporządkować wnętrze – wyjaśnia pan Ryszard. Numerację i przynależność lóż konserwatorzy ustalili na podstawie ksiąg kościelnych, w których zachowały się daty z uroczystości ich otwarcia. Potwierdziły się one podczas prac, gdy numery lóż odkryto pod przemalowaniami. Loża pastora powstała nie wcześniej niż po 1740 r. – wcześniej w tym miejscu istniała ławka, którą parafia ewangelicka wydzierżawiała mieszczanom świdnickim.

– Powstanie loży łączy się z jej funkcją, związaną z bliskim położeniem względem ołtarza, chrzcielnicy i zakrystii, w której pastorzy dokonywali spowiedzi. Od początku była wyróżnionym miejscem dla duchownych świdnickiej parafii ewangelickiej – dodaje konserwator. Loża ma numer 1 i przylega do loży rodziny von  Zedlitz. Nie zachowała się natomiast pobliska loża nr 2, która należała do mieszkańców Dzierżoniowa. Wyburzono również dwie loże, cechu mydlarzy i piernikarzy, w zachodniej części – na ich miejscu powstała Hala Pamięci. W pobliżu znajdują się jeszcze dwie loże przesłonięte kratkami, podobnie jak „jedynka”. Obie były w stanie agonalnym, a teraz wyglądają jak zdobne szkatułki. Pastor Theodosius Gottfried Fuchs (1692-1767), który zasiadał w jednej z nich, byłby zachwycony.

Może właśnie tutaj, osłonięty ażurami, w zaciszu loży obmyślał kolejną ze swoich publikacji teologicznych lub przyrodoznawczych? Warto przypomnieć, że po pastorze Fuchsie pozostał zamknięty w podróżnej skrzyneczce bezcenny komplet naczyń liturgicznych do udzielania sakramentów poza świątynią. Eksponowaliśmy go na wystawie „Wiara jak serce ze spiżu” w Domu Dzwonnika.

Print your tickets