Agat i kły dzika

Barbara Helena von Sommerfeld ze znakomitego rodu szlacheckiego miała 19 lat, gdy zmarła nagle i została pochowana – w dniu, na który był wyznaczony jej ślub.

Niedoszły małżonek ufundował w 1672 roku epitafium z ich portretami, z dwoma połączonymi sercami przeciętymi mieczem, koroną ślubną na marach, orłem symbolizującym ulatującą duszę i inskrypcją: „Ku chwale samego Boga i ku wiecznej pamięci wielmożnej Panny Dobrodziejki, czcigodnej Panny, Barbary Heleny von Sommerfeld, [dziedziczki] na Dolnym i Górnym Jagodniku, Olszanicy itd., która dzięki bojaźni Bożej, posłuszeństwu wobec Rodziców, wiernej miłości do narzeczonego i czystości względem swego sumienia, stała się dla Boga chwałą, a dla cnotliwych panien chlubnym wzorem, po tym, kiedy święty Boski wyrok w 19 roku jej życia, 20 lutego 1672 roku, płonące ślubne pochodnie w świece pogrzebowe przemienił i dzień 7 marca z zaślubin w ceremonię pogrzebową obrócił, [epitafium] to ufundował dla niej dozgonnie wierny, w głębokim smutku pogrążony narzeczony, Maximilian von Mauschwitz Młodszy”.

Ważące blisko 80 kilogramów jedno z największych epitafiów, jakie zawisły na emporach Kościoła Pokoju jest poddawane konserwacji w pracowni Danuty i Ryszarda Wójtowiczów. W jasnych przestronnych salach panuje temperatura 18 stopni i 50-procentowa wilgotność powietrza, podobnie jak w muzeach. To optymalne warunki i dla dzieł, i dla konserwatorów, którzy przez kilka tygodni odtwarzają utracone piękno.

Trafiają tu szczególnie finezyjne fragmenty wystroju kościoła, które nie są umocowane we wnętrzu na stałe i można na czas renowacji przenieść je do pracowni. Pierwszy etap to ich oczyszczanie rozpuszczalnikiem z brudu i wtórnych przemalowań, potem uzupełnia się ubytki w warstwie zaprawy, drewnie, polichromiach, złoceniach, a na końcu zabezpiecza kolory werniksem.

– To praca, która wymaga olbrzymiej cierpliwości i zdrowego kręgosłupa – żartuje Wiktoria Wójtowicz. Godzinami stoi przed epitafium Barbary i pędzelkiem z sierści bobra nakłada płatki 24-karatowego złota na wieniec laurowy. Delikatnie poleruje je potem agatem. – To jedna z dawnych technik polerowania złota i srebra; kiedyś używano do tego także kłów dzika i filcu – objaśnia. Techniki, pigmenty, rodzaj drewna; wszystko jest jak najbardziej zbliżone do historycznych. – Najważniejszy jest szacunek do powierzonego dzieła, zachowanie w jak największym stopniu oryginalnej tkanki – dodaje pani Wiktoria. Na sąsiednim stole rzeźbiarka Anna Nadolska, która wyspecjalizowała się w snycerce, dłutem odtwarza w drewnie lipowym ryby do herbów von Sommerfeldów oraz siódmego siedzącego aniołka w epitafium Susanny Elisabeth von Zedlitz. Odtworzony został również, na podstawie archiwalnego zdjęcia epitafium, malowany na blasze portret dziewczynki, która zmarła w 1701 roku, „po tym, jak najchwalebniej spędziła w pięknym rozkwicie nie więcej niż 9 lat, bo bez 6 tygodni i 2 dni, swego życia”. Inskrypcję uzupełniają emblema: symbolizujący wieczność wąż pożerający własny ogon, trumna z gwiazdką, anioł trzymający na kolanach spętanego baranka ofiarnego i wzlatujący orzeł.

 

– Przeszukaliśmy wiele śląskich archiwów, żeby porównać epitafia ze starych zdjęć ze stanem, w jakim są obecnie. To pomaga nam w uzupełnieniu brakujących fragmentów. Konsultujemy się także z historykami i historykami sztuki – opowiada Danuta Drabik-Wójtowicz. Konserwatorzy współpracują również z Uniwersytetem Mikołaja Kopernika, gdzie zostały przebadane próbki złoceń, farb i drewna. Na zakończenie prac i powrót do kościoła oprócz obu epitafiów czekają w pracowni także tarcze herbowe rodzin von Sommerfeld, von Czettritz, von Bibran i von Zedlitz. W ramach projektu „Konserwacja i renowacja drewnianego obiektu zabytkowego UNESCO – Kościoła Pokoju w Świdnicy, w celu ochrony dziedzictwa kulturowego” w pracowni odrestaurowano 11 elementów.

Print your tickets