Przez kilka wakacyjnych dni Kościół Pokoju stał się centrum Bach Festival Świdnica. Tutaj można było usłyszeć kantaty i motety patrona festiwalu grane i śpiewane przez młodych artystów z Akademii Bachowskiej prowadzonej przez Andreasa Arenda oraz luterańską mszę g-moll Bacha w wykonaniu zespołu La Risonanza i Akademii Bachowskiej dyrygowanych przez Fabia Bonizzoniego.
Usłyszeliśmy francuskie kantaty epoki baroku zaśpiewane przez Sophie Junker oraz recitale Jorge Jiméneza (skrzypce), Marcina Świątkiewicza (klawesyn) i Matteo Messoriego (klawesyn). Podczas czerwcowego prologu kontratenor Jakub Józef Orliński z Capellą Cracoviensis i Janem Tomaszem Adamusem przedstawili sceny z „Orfeusza i Eurydyki” Glucka przeplatane kwartetami XVIII wiecznego świdnickiego kompozytora Johanna Gottlieba Janitscha. Wisienką na torcie był finałowy koncert L’Arpeggiaty, który, podobnie jak dwa lata temu, porwał publiczność neapolitańską żywiołową muzyką i tańcem. Wybrane koncerty były transmitowane na antenie Dwójki oraz – w formie streamingu wideo – w internecie.
Zachęcamy do oglądania:
https://www.polskieradio.pl/8/8817/Artykul/2779649
https://www.polskieradio.pl/8/8817/Artykul/2779178
https://www.polskieradio.pl/8/8817/Artykul/2782567
https://www.polskieradio.pl/8/8817/Artykul/2780861
Aneta Augustyn: Bardzo dziękuję Panu za ten festiwal. Za to, że kiedy „wtapiam się” w obrazy i dźwięki, jakie mnie otaczają w Kościele Pokoju, czuję się – jakkolwiek patetycznie to zabrzmi – piękniejsza jakimś nieopisanym pięknem, które powstaje z kontaktu z tym harmonijnym światem.
Jan Tomasz Adamus, dyrektor artystyczny: Festiwal to powszechne święto, codzienność napisana kursywą, ale także indywidualna, intymna przestrzeń dla każdego z nas. To prywatny, osobisty czas dla każdego z nas – uciekamy od świata, by tym mocniej w świecie być.
Tegoroczne motto „pragnij przemiany” można przypisać także do samego festiwalu. W jaką stronę ewoluuje po ponad 20 latach?
Festiwal to nowoczesne spoiwo społeczne, wspólnota publiczności. To także rodzaj lustra, autoportretu nas wszystkich – nieświadomy, niekontrolowany, niezafałszowany obraz ducha epoki i społeczeństwa.
Powiedział Pan kiedyś: „Wszyscy jesteśmy warci sztuki”. Czy festiwal kieruje się w stronę egalitaryzmu, czy raczej staje się wydarzeniem dla koneserów?
Doskonałość z wyłączeniem innych nie obdarzy nikogo kulturą.
Wszyscy jesteśmy koneserami. Tłumy publiczności tego dowodzą. Sztuka nie ma być indywidualnym luksusem – ma być luksusem powszechnym, stylem życia, sposobem na życie.
Jedna z internautek napisała: „Zadziwiająca jest więź między artystami a publicznością. W każdym miejscu publiczność stawia się tłumnie. Są zarówno wierni melomani z regionu, jak i przybysze z daleka. Ale prawdziwymi odbiorcami są właśnie „lokalsi”, którzy nie czują się na siłę edukowani muzycznie przez przybyłych skądś artystów. Są naturalnymi gospodarzami, którzy cieszą się z przyjmowania u siebie gości”. Jaka jest festiwalowa publiczność?
Dzięki internetowi publiczność wie, jak wygląda świat i chce ten świat mieć u siebie. W górskich, szczelnie wypełnionych wiejskich kościołach, podczas trzech kolejnych koncertów publiczność lokalna i przyjezdna wiernie słuchała suit Bacha granych na skrzypcach solo. To nie był przypadek.
Ludzie chcą pięknie żyć, ale nie mają dokąd pójść, bo nikt nie organizuje sztuki. Dlatego musimy umieć sobie wyobrazić coś, czego jeszcze nie widać i to zrobić.
Festiwal jest spotkaniem w przestrzeni publicznej. Kościół nie należy do księdza, ale od zawsze był przestrzenią publiczną służącą ludziom do tego, by się spotykali. Kiedyś proces cywilizowania społeczeństwa odbywał się poprzez religię, dzisiaj tę funkcję przejmuje sztuka oraz wszystkie inne kreatywne formy bycia razem. Między innymi dlatego wszelkie budynki użyteczności publicznej – w tym kościoły – muszą się stawać przestrzenią działań artystycznych i społecznych. Takie myślenie jest obowiązkiem ich gospodarzy.
Kościół Pokoju od lat spełnia tę rolę i jest oczywistym centrum festiwalu. Które miejsca jeszcze się sprawdziły?
Generalnie wszystkie miejsca się sprawdzają, ale równocześnie niektóre sprawdzają się tylko w wyobraźni, ponieważ brak powszechnej edukacji kulturowej i estetycznej prowadzi do dewastacji przestrzennej Dolnego Śląska i poszczególnych obiektów.
Krajobraz tego regionu ginie, ponieważ nikt nie zauważył faktu, że tutejszą metodą kształtowania przestrzeni zawsze były zwarte wsie i miasta oraz wolne od zabudowy równiny i góry. Nikt nie rozumie, że dolnośląskie stare domy, stodoły, dworce kolejowe to jest architektura. Ona znika.
Za chwilę wszędzie będą tylko te niegustownie wystawne, a równocześnie tandetne nowe osiedla pełne domów budowanych według darmowych projektów z internetu. Niestety także wiele kościołów, pałaców, przepięknych willi zostało zdewastowanych przez nieudolne remonty.
W efekcie poza Kościołem Pokoju trudno jest zrobić koncert na poziomie, ponieważ zderzamy się z problemami estetycznymi. W tym roku jeden z koncertów odbywał się w kościele położonym tak przepięknie, że trudno sobie wyobrazić coś bardziej wyjątkowego.
Niestety wnętrze tego kościoła jest tak straszne, że do wyrzucenia jest absolutnie całe wyposażenie, z wyjątkiem zabytkowych organów, które są oczywiście zrujnowane. W tym, co piszę, nie ma niczego radykalnego. Fakt jest taki, że z powodu braku edukacji estetycznej wszelkie remonty na Dolnym Śląsku to dewastacja. Ludzie mają nowe, czyste, równe, gładkie, ale straszne coś – tandetne, w złym guście. Ale tego nie wiedzą. Czują, że chyba jednak coś nie gra, bo jakoś po tym remoncie nie jest lepiej. Trzeba więc od tego uciec.
Jedyną, najszybszą drogą ucieczki, najskuteczniejszą formą ratunku, natychmiastowym źródłem wytchnienia jest sztuka. Sztuka jest najwyższą istniejącą formą przeżycia.
Dla mnie festiwalowym odkryciem był Samuel Mariño, z wirtuozowskimi ariami Mozarta, z towarzyszeniem prowadzonej przez Pana Capelli Cracoviensis. Dziękuję za możliwość usłyszenia go w Kościele Pokoju. Według jakiego klucza dobiera Pan artystów?
Staram się operować imponderabiliami, działać podprogowo, dyskretnie „inaczej”. Wdrażam intuicję, wiem z góry, co publiczność pokocha. Ale w rzeczywistości nie robię festiwalu dla publiczności. Robię go dla siebie. Nie interesuje mnie, czy koncert będzie się komukolwiek podobał, chociaż wiem, że będzie się podobał.
Poza tym – jak mówi Schiller – „źle jest podobać się wszystkim”.
Fot. Bożena Pytel