„W latach 90. pod kościół podjeżdżały taksówki na niemieckich numerach. Wysiadali z nich starsi panowie i płakali ze wzruszenia, bo np. byli tu chrzczeni. Po raz pierwszy ośmielili się odwiedzić to miejsce po 40 latach.
Wcześniej się bali.” – opowiada ks. bp Waldemar Pytel w artykule „Drewniany znak pokoju”, który ukazał się w specjalnym dodatku „Tygodnika Powszechnego” (nr 44/2017) – „Reformacja. 500 lat”. W tekście o świdnickiej świątyni jej gospodarze przywołują dwie historie. Tę wielką, zakorzenioną w XVII wieku, kiedy powstał Kościół Pokoju i tę prywatną, zapoczątkowaną w latach 80. XX wieku, gdy oboje, Bożena i Waldemar Pytlowie przyjechali ze Śląska Cieszyńskiego, żeby zaopiekować się zniszczonym obiektem. Dopiero porównanie z ówczesnym stanem daje wyobrażenie pracy, jaką włożyli w to miejsce.
Tej konkretnej, materialnej – zrewitalizowany plac Pokoju i kościół na liście UNESCO oraz tej mentalnej, gdy otworzyli się wobec powszechnej nieufności do tego, co „ewangelickie, czyli niemieckie” i zaprosili świdniczan do rozmów. „Nie chodzi, broń Boże, o to, żeby łowić ryby w cudzym stawie. Każdy może posłuchać, zobaczyć i nie musi od razu stawać się ewangelikiem – dopowiada bp Pytel. – Myślę, że kościół powinien być otwarty dla każdego. Ludzie pytają o Boga, o sens, o etykę. Trzeba dawać im odpowiedzi, a niekoniecznie wpisywać w metryki”.