Baronowie i poszewnicy

Jedna z bardziej okazałych lóż w Kościele Pokoju służyła od XVII wieku rodzinie von Eben. Jej pierwszym właścicielem był baron George Gottfried von Eben, właściciel zamku Grodno w Zagórzu Śląskim i innych licznych dóbr, m.in. w Dzierżoniowie.

Kiedy zmarł w 1717 roku, majątek przejęła córka Anna Eleonora von Reibnitz, która sprzedała spuściznę po ojcu. Wskutek koligacji wnuczka barona odziedziczyła lożę, która potem kilkakrotnie zmieniała użytkowników. Ostatnim, do 1908 roku, był Hirt, właściciel dóbr rycerskich w Komorowie, poseł do Landtagu i Reichstagu. Po jego śmierci loża została zbyta na rzecz parafii i przez ostatnie dekady popadała w ruinę.

Konserwatorski zespół Ryszarda Wójtowicza przywrócił jej pierwotną urodę i zabezpieczył na dalsze lata. Wzmocniono konstrukcję podłogi, ze ścian i sufitu zdjęto przemalowania, spod których odsłoniła się czerwono-oranżowa floratura. Nad i pod oknami odsłonięto dekoracje w formie główek aniołków i elementów kwiatowych, wzmocniono schody, a także odnowiono drzwi wejściowe, do których zrekonstruowano nowy zamek, na podstawie zachowanego śladu. Do zamalowanego otworu po skrzyneczce dopasowano nowe drzwiczki. Na zewnątrz oczyszczono elementy przytwierdzone do ścian i usunięto wtórny laserunek. Odbudowano również dwie ławki przed lożą; inskrypcja na jednej z nich świadczy, że należała do świdnickiego mieszczanina i szewca Christiana Gottlieba Schobera.

 

Loża została odnowiona ze środków Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, ale ze względu na za małą dotację (40 proc. wnioskowanej kwoty), zakres prac, które zakończyły się w październiku, jest ograniczony.

– Zostały nam do konserwacji m.in. malowidła na licu, z przedstawieniem zamku Grodno, oraz dwa herby, barona i jego drugiej żony Charlotty. Liczymy, że ministerstwo przyzna nam środki na kontynuację prac. Zwłaszcza że to loża prawie tak dobra, jak sąsiednia loża Konrada Ernesta Maximiliana von Hochberg – mówi Ryszard Wójtowicz.

Jego zespół odnowił już 22 loże w Kościele Pokoju. Ostatnio, dzięki środkom wojewódzkiego konserwatora zabytków, także lożę poszewników z 1705 roku.

– Jest bardzo ciekawa, z półokrągłymi ławkami, z tarczą cechową flankowaną przez aniołki i ozdobioną mottem z Księgi Hioba, rozdział 7 wers 6 „[…] dni moje prędsze są niż czółenek tkacki i strawione są bez nadziei […]”, a także z obrazami przedstawiającymi zmartwychwstanie i wniebowstąpienie Chrystusa. Udało nam się ją uratować, zawalczyliśmy m.in. o strop, który dosłownie odpadał od reszty konstrukcji – opowiada konserwator. Na swoją kolej czeka jeszcze 10 lóż, w tym druga loża poszewników.

To cech, który miał kiedyś w Świdnicy swoją ulicę (Züchnerstrasse, od 1945 roku Przechodnia). Andrzej Dobkiewicz i Sobiesław Nowotny piszą o nim na Świdnickim Portalu Historycznym:

„Był to w średniowieczu jeden z bardziej liczących się cechów świdnickich, należący do szerokiej grupy zawodowej, związanych z tkactwem, wyrobem i farbowaniem tkanin. Już w czasach księcia świdnicko-jaworskiego Bolka II Małego mamy do czynienia z daleko posuniętą specjalizacją w tym zakresie. Obok tkaczy, którzy zajmowali się produkcją grubego sukna, wśród średniowiecznych zawodów znajdujemy także sukienników, postrzygaczy płótna, bielarzy i farbiarzy, czy w końcu naszych poszewników, którzy zajmowali się wyrobem płótna i materiałów na poszewki i obłóczki. (…) Według spisu z 1471 roku w Świdnicy mieszkało i zajmowało się produkcją płótna lnianego oraz poszewek aż 34 poszewników. (…) Okazuje się, że oprócz handlu winem, to właśnie handel płótnem był jedną z ważniejszych dziedzin gospodarki miejskiej. W latach 1783/1784 sprzedano płótna za granicę za łączną kwotę ponad 93 tysięcy talarów Rzeszy, a rok później za kwotę już ponad 109 tysięcy. Dowodzi to dobrej kondycji świdnickiego przemysłu płócienniczego”.

Print your tickets